Nie mam weny, by napisać recenzje dwóch książek, które ostatnio przeczytałam, dlatego wzięłam się za oglądanie koreańskich filmów. Zapraszam na recenzję Single Rider.
Kang Jae Hoon jest na skraju rozpaczy po bankructwie firmy, w której pracował. Decyduje się na spontaniczny wyjazd do Australii, by odwiedzić swoją żonę i syna. Jednak na miejscu okazuje się, że wiodą szczęśliwe życie bez niego, a jego żona, Soo Jin, jest w uczuciowej relacji ze swoim sąsiadem, Chrisem. Zniechęcony zastałą sytuacją, Jae Hoon postanawia obserwować ich z dystansu i stawia czoło szokującej prawdzie.
Single Rider to melancholijny film, w kórym akcja następuje powoli, ale wywiera spore wrażenie. Nie ma tu wielu dialogów, jednak klimat produkcji nie pozwala oderwać się od ekranu. Zwrot akcji przewidziałam - zbyt dużo wskazówek umieścili scenarzyści w trakcie opowieści, by go przeoczyć.
Lee Byung Hun (znany z roli Front Mana ze Squid Game) znakomicie poradził sobie w odegraniu postaci męża sukcesywnie poznającego prawdę o życiu swojej rodziny. Sprawił, że widzowie odczuwali wraz z nim różnoorodne emocje: szok, żal, momentami gniew.
Nie sposób nie wspomnieć o Gong Hyo Jin, która wcieliła się w Soo Jin, żonę głównego bohatera. Mimo że mogła być ona odbierana negatywnie - przecież była w romantycznej relacji z innym mężczyzną - gdy poznajemy jej historię, rozumiemy jej motywację do takiego działania.
Postacią poboczną jest Ji Na, w której rolę wcieliła się Ahn So Hee, niegdyś będąca na ustach wszystkich Koreańczyków zafascynowanych jej urodą.
Single rider to dość smutna opowieść o popełnionych za życia błędach, które bardzo trudno naprawić. Skłania do refleksji nad wiązami małżeńskimi oraz rodzicielskimi będącymi trwalszymi niż możnaby się spodziewać.
Ocena: 4/5
Bardzo zaciekawił mnie ten film. Chciałabym go obejrzeć.
OdpowiedzUsuńLubię, gdy taka historia skłania mnie do refleksji.
OdpowiedzUsuńNie zdradzasz wiele, ale zachęcasz bardzo, nie przeszkadza mi powolna akcja i spokojna fabuła, wręcz przeciwnie.
OdpowiedzUsuńWydaje się bardzo interesującym filmem. Może uda mi się go obejrzeć, z naciskiem na "może" - ostatnio mam bardzo dużo pracy, ale kto wie...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Ciekawa tematyka. Przeczytałam Twoją wiadomość o znikających komentarzach. Bardzo mi przykro. Nie wiem, co się dzieje. Sprawdzę to.
OdpowiedzUsuńA ja czekam na recenzję książek. Wysyłam motywacyjnego kopa ;)
OdpowiedzUsuńChętnie zobaczę Lee Byung Hun w jakiejś innej roli niż ta ze Squid Game!
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że może mi się spodobać :)
OdpowiedzUsuń