Fragment artykułu Krzysztofa Karolczaka "Nierówności w demokratycznym społeczeństwie".
(w liczbach pogrubionym drukiem zawarte są przypisy. Wykrzyknik oznacza ciekawszą informację)
***
Jak aktualny jest to nadal problem świadczą wydarzenia z kwietnia 2000 roku, kiedy to wybuchł w Tokio kolejny skandal polityczny na tle jednej z oficjalnych wypowiedzi polityka. Tym razem politykiem tym okazał się być Gubernator Tokio, Shintaro Ishihara, a pretekstem do skandalu, użycie przez niego w pejoratywnym znaczeniu, słowa "sangokujin" [1]. Podczas swojego spotkania w tokijskim garnizonie Sił Samoobrony miał on bowiem stwierdzić, iż "okropne przestępstwa są bez przerwy dokonywane przez SANGOKUJIN [podkr. K. K.] i innych obcokrajowców, którzy nielegalnie przybywają do [naszego] kraju. Możemy spodziewać się z ich strony buntu [zamieszek] podczas katastrofalnego trzęsienia ziemi". Wypowiedź ta została przez wielu odebrana jako atak skierowany na Koreańczyków - sugerowało to użycie terminu sangokujin, który to zwyczajowo odnosi się do nich, oraz nawiązanie do wydarzeń z września 1923 roku i tragicznych dni bezpośrednio po ówczesnym wielkim trzęsieniu ziemi, kiedy to o pożary będące następstwem kataklizmu, oskarżono Koreańczyków (p. poniżej). Cały ten incydent należy jednak umieszczać w szeregu zdarzeń i zjawisk, które można byłoby nazwać "stosunkami japońsko-koreańskimi, czy też raczej sytuacją Koreańczyków w Japonii.
"Stosunki wzajemne" pomiędzy Japonią a Koreą nawiązane zostały niemal jednocześnie wraz z "otwarciem" Japonii na świat. Polityka cesarza Meiji zmierzająca do modernizacji kraju zakładała m.in. poszerzenie terytorium Japonii o nowe ziemie, dzięki którym "rasa Yamato" mogłaby raz, że zrealizować swoje ambicje polityczne, a dwa - po prostu wzbogacić się. Kierunek ekspansji był logicznie narzucający się: kontynent azjatycki obiecywał tak wiele, że rządzący Japonią bez wahania rozpoczęli podbój kolejnych ziem.
Półwysep Koreański stanowił "smakowity kąsek" dla wszystkich trzech mocarstw regionu Dalekiego Wschodu: Chin, Rosji i Japonii. Chiny uwikłały się jednak na przełomie XIX i XX wieku w konflikt z państwami Europy, co, przy jak się okazało niestabilnej sytuacji wewnętrznej, doprowadziło w rezultacie do rewolucji i obalenia cesarstwa. Nie były zatem, szczególnie po przegranej wojnie z Japonią w 1895 roku, najważniejszym udziałowcem w sporze o Półwysep. Na początku XX wieku w walkę o panowanie nad tym terytorium zaangażowane były przede wszystkim Rosja i Japonia. Efektem wojny 1904-1905 roku i traktatu w Portsmouth, było przejęcie przez Japonię protektoratu nad Koreą, ale taki stan rzeczy nie satysfakcjonował polityków z Tokio. Jednoznacznie parli do przejęcia pełnej kontroli nad Półwyspem i udało im się tego dokonać w przeciągu kolejnych pięciu lat i to bez konfliktu zbrojnego: 6 lipca 1910 rząd japoński podjął decyzję o aneksji Korei, a formalnie dokonała się ona 22 sierpnia tegoż roku. Nim jednak do tego doszło, Japończycy jeszcze w 1876 r. "narzucili Korei niewolniczy układ w Kanghua, po czym dla rozszerzenia go zmusili ją do zawarcia szeregu nowych układów i porozumień: układu inczońskiego (1882 r.), na mocy którego Japonia uzyskała prawo utrzymywania załóg wojskowych w Korei, porozumienia z 1883 r. w sprawie nowych przepisów dotyczących handlu japońsko-koreańskiego, układu hanseńskiego (1885 r.) itd. Również układ japońsko-chiński z 1885 r. (konwencja Li-Ito), który oznaczał likwidacje prerogatyw Chin w sprawie militarnej ingerencji w wewnętrzne sprawy Korei, miał na celu ugruntowanie pozycji Japonii w tym kraju. Wszystkie te pakty i układy były wyrazem wzmocnienia pozycji ekonomicznych i wpływów politycznych imperialistycznej Japonii w Korei". [2]. Później były już tylko rządy kolonialne.
Od 1910 roku Korea była traktowana jako integralna część Japonii. Oznaczało to uznanie języka japońskiego za język oficjalny, zastąpienie nazw koreańskich, japońskimi [3], urzędników koreańskich (nawet tych z wyborów, np. burmistrzów miast) zastąpili Japończycy. W wymiarze sprawiedliwości i organach bezpieczeństwa zmiany szły jeszcze dalej: WSZYSCY sędziowie byli Japończykami, a policja japońska miała prawo aresztować bez nakazu i przetrzymywać bezterminowo, a nawet w określonych sytuacjach stosować tortury. W szkołach zaprowadzono zasady japońskiej edukacji, podręczniki koreańskie zastąpiono japońskimi, a uczniowie używający swojego macierzystego języka byli relegowani.
Polityka "Japonizacji" [4] Koreańczyków była tak dalece posunięta, że wymagano od tych, którzy przypływali do portów Japonii, odśpiewania cesarskiego hymnu "Kimigayo" - jeśli ktoś nie potrafił tego dokonać, odsyłany był z powrotem na statek "na czworaka (na rękach i kolanach)" [5].
Chyba najbardziej dramatycznym momentem dla Koreańczyków żyjących w Japonii przed II wojną światową, były wydarzenia związane z tzw. Wielkim Trzęsieniem Ziemi w Kanto 1 września 1923 roku. To właśnie oni zostali "oskarżeni" o spowodowanie tegoż trzęsienia (a właściwie pożarów, które pochłonęły kilkadziesiąt tysięcy ofiar) i zdesperowany tłum Tokijczyków dokonał samosądu na ok. 6 tys. Koreańczykach [6!].
Kolejne represje dotknęły naród koreański w latach II wojny światowej, zaś najbardziej ich ekstremalnym wyrazem stało się wykorzystywanie koreańskich kobiet jako tzw. lanfu - "pocieszycielek", pod którym to eufemistycznym pojęciem ukryto zorganizowaną prostytucję. Szacunkowe dane podają, iż ok. 80-200 tys. Koreanek zmuszono do świadczenia usług seksualnych dla żołnierzy armii japońskiej. I choć od zakończenia wojny upłynęło już ponad pół wieku, to rząd japoński nie chce wypłacić należnej rekompensaty ofiarom tych praktyk [7!]. To, że w 1995 r. powołano do życia Fundusz Kobiet Azjatyckich, który czerpiąc ze źródeł prywatnych, ma wypłacać odszkodowania kobietom - ofiarom gwałtów ze strony żołnierzy japońskich - było częściowym przyznaniem się do haniebnej praktyki lat wojny. Jednak w pierwszych latach istnienia Funduszu tylko około 300 kobiet wyraziło zgodę na przyjęcie odszkodowania (w wysokości 13 tysięcy dolarów) [8].
Kwestia uregulowania stosunków wzajemnych pomiędzy Japonią a Koreą (tak Południową, jak i Północną), była jedną z determinant położenia Koreańczyków w Japonii po 1945 roku. W zasadzie to dopiero ogłoszenie oficjalnego stanowiska rządu japońskiego przez premiera Obuchi Keizo w dniu 7 października 1998 roku, w którym znalazły się słowa ubolewania nad trwającą 35 lat okupację kolonialną [9!], otworzyło nowe możliwości rozwiązania kwestii koreańskiej również w samej Japonii. Podczas wizyty w Tokio prezydenta Korei Południowej, Kim Dze Dzunga, on i premier Obuchi, ogłosili wspólną deklarację, w której Obuchi wyraził "głęboką skruchę i z głębi serca płynące przeprosiny narodu Południowej Korei, mające stanowić przeprosiny za historyczny fakt, iż Japonia zadawała ciężkie szkody i ból ludowi Korei Południowej podczas rządów kolonialnych". [10!]
Podobne w wyrazie oceny znalazły się w toaście wzniesionym przez cesarza Akihito podczas kolacji wydanej na cześć Kim Dze Dzunga, w którym to cesarz miał przyznać, że w dziejach dwustronnych stosunków japońsko-koreańskich był czas, kiedy to Japonia zadała ogromne cierpienia narodowi koreańskiemu i on sam odczuwa z tego powodu "głęboki ból". [11]
Jak jednak praktyka miała niebawem udowodnić, za tymi oficjalnymi gestami, nie miały pójść żadne konkrety. Sądy japońskie nie wydają obecnie wyroków na korzyść powodów - nic zresztą dziwnego, bo wówczas musiałyby uznać zbrodniczość systemu rządów japońskich na podbitych terenach w latach wojny. [12!]
O ile dla wielu Koreańczyków z tzw. "pierwszego pokolenia", Japonia stanowiła prawie zawsze tylko "tymczasowe miejsce zamieszkania", o tyle dla drugiego, nie mówiąc już o trzecim i następnych pokoleniach, Japonia jest może nie "ojczyzną", ale miejscem "stałego zamieszkania i pracy". Dla Koreańczyków urodzonych i wychowanych w Japonii, język japoński jest bardzo często jedynym znanym językiem, a kraj w jakim przyszło im żyć, za jednak swój ojczysty tym bardziej, im bardziej była (jest) eksponowana kwestia podziału Korei na dwa wrogie sobie państwa.
Jeszcze w latach 90. XX wieku liczba Koreańczyków w Japonii szacowana była na ok. 700 tysięcy [13!]. Według spisu z 1992 roku było ich 688 144, przy czym największymi skupiskami były prefektury: Osaka - 183 332, Tokio - 95 955, Hyogo - 71 108, Aichi - 54 581 i Kioto - 46 171 osób [14]. Najnowsze dane mówią, że liczba ta zmalała o prawie 100 tysięcy: opublikowany w czerwcu 2008 roku raport Biura Imigracyjnego podaje, iź na koniec 2007 roku zarejestrowanych było 593 489 Koreańczyków, z czego statut stałych rezydentów posiadało 426 227 [15].
Środowisko to pomimo jednolitości narodowej, a jednocześnie widocznej dyskryminacji (o czym dalej), pozbawione wspólnej reprezentacji dla obrony swoich interesów. Istnieje kilka organizacji skupiających (czy raczej: reprezentujących), Koreańczyków żyjących w Japonii, które ze względu na swoje polityczne afiliacje nie są w stanie podjąć wspólnej walki o równouprawnienie Koreańczyków. I tak istnieje założony jeszcze w 1948 r. proseulowski Mindan (Daikan Minkoku Kyotyumin Dan -Stowarzyszenie Koreańczyków w Japonii) oraz (od 1955 r.) silnie związana z KRL-D (nazywana wręcz nieformalną ambasadą Korei Północnej) Chongryun/Chosen Soren (Zai-Nihon Chosenjin Sorengokai - Ogólna Federacja Koreańczyków w Japonii) [16!]. Obok nich działa Mintohren (Minzoku Sabetsu to Tatakan Rensaku Kyogikai - Naradowa rada ds. Walki z Dyskryminacją Etniczną Ludzi w Japonii).
Efekty działalności tych organizacji nie są jednak imponujące, a ponadto są często uwikłane nie tylko w spory polityczne, ale również w zwykłe afery kryminalne (np. Chongryun kontroluje 1/3 "przemysłu" hazardowego pachinko, a nawet jedna z grup przestępczości zorganizowanej boryokudan, Gakushu-gumi, jest nazwana "podziemną" organizacją Chosen).
Dopóki Korea była kolonią Japonii, Koreańczycy traktowani byli jak poddani Cesarza (czyli obywatele Japonii), chociaż i w tej polityce (przymusowej asymilacji?), można byłoby doszukiwać się elementów dyskryminacji [17!]. (jak przeczytałam przypisy, to przypomniała mi się historia Son Gijeonga). Zmian w tym statusie przyniósł rok klęski Japonii - od 1945 roku władze w Tokio zaczęły traktować Koreańczyków jak "nie-Japończyków" (m.in. nie przyznano im praw wyborczych w grudniu 1945 r.). W 1947 roku formalnie poddani zostali oni przepisom Rozporządzenia o Rejestracji Obcokrajowców (Gaikokujin Toroku Rei), a status "obcych" przypieczętowały Traktat Pokojowy z San Francisco z 28 kwietnia 1952 roku oraz Ustawa o Rejestrze Obcokrajowców (Gaikokujin Toroku Ho, z tego samego roku). Podpisany w 1965 roku Traktat o Normalizacji Stosunków pomiędzy Japonią a Koreą Południową, gwarantował otrzymanie statusu "stałego mieszkańca" [ale nie "obywatela"! - K.K.] dla wszystkich tych, którzy mieszkali na Wyspach pod koniec wojny (postanowienie to w praktyce rozciągnięto również na ich dzieci - stąd też pojęcie "pierwszego pokolenia Koreańczyków w Japonii").
Do rangi symbolu urosło jednak zobowiązanie do odciskania przez Koreańczyków [18] odcisku swojego palca na dokumentach rejestracyjnych - czyli stosowanie procedury, która w innych krajach przewidziana jest wyłącznie wobec aresztowanych czy podejrzanych o dokonanie przestępstwa [19].
Nierównoprawny status Koreańczyków w Japonii można zaobserwować w kilku obszarach:
1) oświatowej - "narodowa" (czytaj: koreańska) oświata w zasadzie nie istnieje; jeśli nawet istnieją prywatne szkoły koreańskie, to przez Mambusho (Ministerstwo Oświaty) nie są uznawane za ogólnokształcące, ale "zawodowe" (takushu gakko). Powoduje to sytuację, że młody Koreańczyk kończący szkołę średnią u siebie w kraju, ma prawo studiowania na uczelniach japońskich, a ten, który uczęszczał do szkoły "narodowej" ale w Japonii, jest takiej możliwości pozbawiony! Specyficzną formą dyskryminacji jest to, że studenci koreańskich szkół wyższych, nie mogą uczestniczyć ani w ogólnokrajowych, ani w prefekturalnych rozgrywkach sportowych;
2) zawodowej - wiele prywatnych przedsiębiorstw i firm nie chce zatrudniać Koreańczyków - jeśli już to czyni, oddaje im najniższe (najgorzej płatne) stanowiska. Koreańczycy próbują się bronić przed taką dyskryminacją posługując się nazwiskami japońskimi, ale z powodu nadal zwyczajowo nawet obowiązującego "rejestru rodzinnego", jest to sposób zawodny: za klasyczny już przykład kontrowersji wokół właśnie tego typu dyskryminacji uchodzi sprawa z pierwszej połowy lat siedemdziesiątych, znana jako "sprawa Pak Chong-Sok przeciwko Hitashi Ltd.". Otóż w 1970 roku Pak Chong-Sok ukończył szkołę i Hitashi Ltd. zaproponowała mu pracę. Po pierwszych testach został zakwalifikowany do pracy, ale gdy po odpowiedzi na pytanie o "rejestr rodzinny" okazało się, że jest Koreańczykiem, Hitashi odmówiło zatrudnienia (w związku z tą historią powstał Mintohren);
3) politycznej - ustawa "Ordynacja wyborcza do urzędów publicznych" mówi o tym, że prawa wyborcze przysługują w Japonii tym wszystkim, którzy ukończyli 20 rok życia, mieszkają na danym terytorium co najmniej 3 miesiące i SĄ JAPOŃCZYKAMI (Nihon kokumin-taru mono). A przecież Koreańczycy - to nie Japończycy! Powoduje to sytuację, że nawet ci, co mają prawo stałego pobytu i regularnie płacą podatki, nie otrzymują praw politycznej partycypacji [20]. Kariery podobne do tej, jaka stała się udziałem Arai Shokei (abstrahując rzecz jasna od jego samobójczej śmierci w 1998 roku) - a więc aktywny udział w polityce, bycie członkiem parlamentu, są wyjątkiem. Za dyskryminację polityczną można również uznać brak dostępu do urzędów państwowych ( i zajmowania w nich kierowniczych stanowisk) i to zarówno na szczeblu centralnym, jak i lokalnym;
4) przy wynajmowaniu (kupnie) mieszkań, wielu właścicieli (zarządców) domów, żąda od swoich klientów wylegitymowaniem się dokumentem potwierdzającym status stałego mieszkańca, a taki, w świetle przepisów prawa przysługuje wyłącznie Japończykom;
5) obyczajowej - podobnie jak w przypadku burakumin, małżeństwa japońsko-koreańskie, są tematem tabu. Często też negatywna opinia o Koreańczykach wiąże się z faktem, iż przynajmniej częściowo, to oni opanowali rynek "rozrywki" - hale pachinko, kluby "dla mężczyzn" i restauracje.
Wszystkie te spostrzeżenia zdają się potwierdzać opinię Guy Sormana: "żółte niebezpieczeństwo, które przez długi czas niepokoiło Europejczyków, teraz stało się obsesją Japończyków: jest się zawsze jakimś Murzynem lub Żółtkiem dla kogoś innego... Żółci, postrzegani z Japonii, to Chińczycy, Wietnamczycy, Filipińczycy, KOREAŃCZYCY [podkr. K.K.]". [21] Praktycznym zaś dowodem na właśnie taki sposób rozumowania są akty agresji fizycznej lub słownej na Koreańczyków, które miały miejsce np. podczas wojny koreańskiej 1950-1953, a w 1994 roku, kiedy to rozpowszechniona została informacja o przyspieszeniu prac nad bronią nuklearną przez KRL-D, czy też w 1998 roku, gdy nad terytorium japońskim niespodziewanie przeleciał fragment północnokoreańskiej rakiety dalekiego zasięgu. Ataki te przybierały różny charakter: od wysyłania listów z pogróżkami do organizacji typu Chongryon, aż po napaści na koreańskie uczennice chodzące w swych narodowych strojach (chima chogori). I choć przede wszystkim te agresywne postawy wobec mniejszości koreańskiej demonstrowane są przez ugrupowania skrajnej prawicy (nacjonalistyczne), to fakt, iż coraz więcej w świecie przestępczym Japonii ma do powiedzenia zorganizowana przestępczość rodem z Korei (aczkolwiek nie tylko), może powodować u Japończyków psychologicznie zrozumiałą nieufność czy wręcz obawę przed nią.
O ile dla wielu Koreańczyków z tzw. "pierwszego pokolenia", Japonia stanowiła prawie zawsze tylko "tymczasowe miejsce zamieszkania", o tyle dla drugiego, nie mówiąc już o trzecim i następnych pokoleniach, Japonia jest może nie "ojczyzną", ale miejscem "stałego zamieszkania i pracy". Dla Koreańczyków urodzonych i wychowanych w Japonii, język japoński jest bardzo często jedynym znanym językiem, a kraj w jakim przyszło im żyć, za jednak swój ojczysty tym bardziej, im bardziej była (jest) eksponowana kwestia podziału Korei na dwa wrogie sobie państwa.
Jeszcze w latach 90. XX wieku liczba Koreańczyków w Japonii szacowana była na ok. 700 tysięcy [13!]. Według spisu z 1992 roku było ich 688 144, przy czym największymi skupiskami były prefektury: Osaka - 183 332, Tokio - 95 955, Hyogo - 71 108, Aichi - 54 581 i Kioto - 46 171 osób [14]. Najnowsze dane mówią, że liczba ta zmalała o prawie 100 tysięcy: opublikowany w czerwcu 2008 roku raport Biura Imigracyjnego podaje, iź na koniec 2007 roku zarejestrowanych było 593 489 Koreańczyków, z czego statut stałych rezydentów posiadało 426 227 [15].
Środowisko to pomimo jednolitości narodowej, a jednocześnie widocznej dyskryminacji (o czym dalej), pozbawione wspólnej reprezentacji dla obrony swoich interesów. Istnieje kilka organizacji skupiających (czy raczej: reprezentujących), Koreańczyków żyjących w Japonii, które ze względu na swoje polityczne afiliacje nie są w stanie podjąć wspólnej walki o równouprawnienie Koreańczyków. I tak istnieje założony jeszcze w 1948 r. proseulowski Mindan (Daikan Minkoku Kyotyumin Dan -Stowarzyszenie Koreańczyków w Japonii) oraz (od 1955 r.) silnie związana z KRL-D (nazywana wręcz nieformalną ambasadą Korei Północnej) Chongryun/Chosen Soren (Zai-Nihon Chosenjin Sorengokai - Ogólna Federacja Koreańczyków w Japonii) [16!]. Obok nich działa Mintohren (Minzoku Sabetsu to Tatakan Rensaku Kyogikai - Naradowa rada ds. Walki z Dyskryminacją Etniczną Ludzi w Japonii).
Efekty działalności tych organizacji nie są jednak imponujące, a ponadto są często uwikłane nie tylko w spory polityczne, ale również w zwykłe afery kryminalne (np. Chongryun kontroluje 1/3 "przemysłu" hazardowego pachinko, a nawet jedna z grup przestępczości zorganizowanej boryokudan, Gakushu-gumi, jest nazwana "podziemną" organizacją Chosen).
Dopóki Korea była kolonią Japonii, Koreańczycy traktowani byli jak poddani Cesarza (czyli obywatele Japonii), chociaż i w tej polityce (przymusowej asymilacji?), można byłoby doszukiwać się elementów dyskryminacji [17!]. (jak przeczytałam przypisy, to przypomniała mi się historia Son Gijeonga). Zmian w tym statusie przyniósł rok klęski Japonii - od 1945 roku władze w Tokio zaczęły traktować Koreańczyków jak "nie-Japończyków" (m.in. nie przyznano im praw wyborczych w grudniu 1945 r.). W 1947 roku formalnie poddani zostali oni przepisom Rozporządzenia o Rejestracji Obcokrajowców (Gaikokujin Toroku Rei), a status "obcych" przypieczętowały Traktat Pokojowy z San Francisco z 28 kwietnia 1952 roku oraz Ustawa o Rejestrze Obcokrajowców (Gaikokujin Toroku Ho, z tego samego roku). Podpisany w 1965 roku Traktat o Normalizacji Stosunków pomiędzy Japonią a Koreą Południową, gwarantował otrzymanie statusu "stałego mieszkańca" [ale nie "obywatela"! - K.K.] dla wszystkich tych, którzy mieszkali na Wyspach pod koniec wojny (postanowienie to w praktyce rozciągnięto również na ich dzieci - stąd też pojęcie "pierwszego pokolenia Koreańczyków w Japonii").
Do rangi symbolu urosło jednak zobowiązanie do odciskania przez Koreańczyków [18] odcisku swojego palca na dokumentach rejestracyjnych - czyli stosowanie procedury, która w innych krajach przewidziana jest wyłącznie wobec aresztowanych czy podejrzanych o dokonanie przestępstwa [19].
Nierównoprawny status Koreańczyków w Japonii można zaobserwować w kilku obszarach:
1) oświatowej - "narodowa" (czytaj: koreańska) oświata w zasadzie nie istnieje; jeśli nawet istnieją prywatne szkoły koreańskie, to przez Mambusho (Ministerstwo Oświaty) nie są uznawane za ogólnokształcące, ale "zawodowe" (takushu gakko). Powoduje to sytuację, że młody Koreańczyk kończący szkołę średnią u siebie w kraju, ma prawo studiowania na uczelniach japońskich, a ten, który uczęszczał do szkoły "narodowej" ale w Japonii, jest takiej możliwości pozbawiony! Specyficzną formą dyskryminacji jest to, że studenci koreańskich szkół wyższych, nie mogą uczestniczyć ani w ogólnokrajowych, ani w prefekturalnych rozgrywkach sportowych;
2) zawodowej - wiele prywatnych przedsiębiorstw i firm nie chce zatrudniać Koreańczyków - jeśli już to czyni, oddaje im najniższe (najgorzej płatne) stanowiska. Koreańczycy próbują się bronić przed taką dyskryminacją posługując się nazwiskami japońskimi, ale z powodu nadal zwyczajowo nawet obowiązującego "rejestru rodzinnego", jest to sposób zawodny: za klasyczny już przykład kontrowersji wokół właśnie tego typu dyskryminacji uchodzi sprawa z pierwszej połowy lat siedemdziesiątych, znana jako "sprawa Pak Chong-Sok przeciwko Hitashi Ltd.". Otóż w 1970 roku Pak Chong-Sok ukończył szkołę i Hitashi Ltd. zaproponowała mu pracę. Po pierwszych testach został zakwalifikowany do pracy, ale gdy po odpowiedzi na pytanie o "rejestr rodzinny" okazało się, że jest Koreańczykiem, Hitashi odmówiło zatrudnienia (w związku z tą historią powstał Mintohren);
3) politycznej - ustawa "Ordynacja wyborcza do urzędów publicznych" mówi o tym, że prawa wyborcze przysługują w Japonii tym wszystkim, którzy ukończyli 20 rok życia, mieszkają na danym terytorium co najmniej 3 miesiące i SĄ JAPOŃCZYKAMI (Nihon kokumin-taru mono). A przecież Koreańczycy - to nie Japończycy! Powoduje to sytuację, że nawet ci, co mają prawo stałego pobytu i regularnie płacą podatki, nie otrzymują praw politycznej partycypacji [20]. Kariery podobne do tej, jaka stała się udziałem Arai Shokei (abstrahując rzecz jasna od jego samobójczej śmierci w 1998 roku) - a więc aktywny udział w polityce, bycie członkiem parlamentu, są wyjątkiem. Za dyskryminację polityczną można również uznać brak dostępu do urzędów państwowych ( i zajmowania w nich kierowniczych stanowisk) i to zarówno na szczeblu centralnym, jak i lokalnym;
4) przy wynajmowaniu (kupnie) mieszkań, wielu właścicieli (zarządców) domów, żąda od swoich klientów wylegitymowaniem się dokumentem potwierdzającym status stałego mieszkańca, a taki, w świetle przepisów prawa przysługuje wyłącznie Japończykom;
5) obyczajowej - podobnie jak w przypadku burakumin, małżeństwa japońsko-koreańskie, są tematem tabu. Często też negatywna opinia o Koreańczykach wiąże się z faktem, iż przynajmniej częściowo, to oni opanowali rynek "rozrywki" - hale pachinko, kluby "dla mężczyzn" i restauracje.
Wszystkie te spostrzeżenia zdają się potwierdzać opinię Guy Sormana: "żółte niebezpieczeństwo, które przez długi czas niepokoiło Europejczyków, teraz stało się obsesją Japończyków: jest się zawsze jakimś Murzynem lub Żółtkiem dla kogoś innego... Żółci, postrzegani z Japonii, to Chińczycy, Wietnamczycy, Filipińczycy, KOREAŃCZYCY [podkr. K.K.]". [21] Praktycznym zaś dowodem na właśnie taki sposób rozumowania są akty agresji fizycznej lub słownej na Koreańczyków, które miały miejsce np. podczas wojny koreańskiej 1950-1953, a w 1994 roku, kiedy to rozpowszechniona została informacja o przyspieszeniu prac nad bronią nuklearną przez KRL-D, czy też w 1998 roku, gdy nad terytorium japońskim niespodziewanie przeleciał fragment północnokoreańskiej rakiety dalekiego zasięgu. Ataki te przybierały różny charakter: od wysyłania listów z pogróżkami do organizacji typu Chongryon, aż po napaści na koreańskie uczennice chodzące w swych narodowych strojach (chima chogori). I choć przede wszystkim te agresywne postawy wobec mniejszości koreańskiej demonstrowane są przez ugrupowania skrajnej prawicy (nacjonalistyczne), to fakt, iż coraz więcej w świecie przestępczym Japonii ma do powiedzenia zorganizowana przestępczość rodem z Korei (aczkolwiek nie tylko), może powodować u Japończyków psychologicznie zrozumiałą nieufność czy wręcz obawę przed nią.
Teraz właśnie mi się przypomniało, jak kiedyś czytałam, że Koreańczyk potrafi się obrazić, jeśli się mu powie, że coś w jego kraju jest japońskie - to zapewne przez tą sytuację.
OdpowiedzUsuńDziękuję, że zaglądasz na mojego bloga. Byłoby miło, gdybyś od czasu do czasu rzuciła jakiś komentarz do posta. Pozdro ;*
Kkk, czytam, ale wiesz czemu nie komentuję?
UsuńZwykle tego nie robię (nawet tutaj nie daję swojej własnej opinii), bo gdy już zaczynam, to nie mogę skończyć. Piszę i piszę, a czas ucieka xD
Więc żeby go nie marnotrawić, mimo że chciałabym tak dużo napisać, nie piszę nic xD
Ale w porządku, dla ciebie się poprawię i zacznę się streszczać <3
Dziękuję ;) Będzie mi cholernie miło.
UsuńA skoro czas ucieka, komentuj tylko wtedy kiedy się nudzisz :D
smutne
OdpowiedzUsuńczasem czytając coś o kpopie pisze się o tm ze koreańczycy nie lubią japończyków i żaden idol z Japonii nie promuje się "bardzo" w Korei
ale za to w Japonii stara się promować każdy koreański zespół któremu uda się przebić u siebie w kraju i jakoś japończycy ich nie gonią za bycie koreańczykiem
co o tym myślisz?
odpisuję po sześciu latach xd
UsuńKoreańskie grupy promują się w Japonii bo to drugi (po amerykańskim) rynek muzyczny na świecie. Zwyczajnie im się to opłaca.
Czytałam kiedyś komentarze Japończyków na temat kpopu. Dużo z nich było niezadowolonych, że grupy koreańskie nie poprawnie wymawiają japońskie słowa i promują się bez znajomości języka. To się trochę zmienia, bo młodsze pokolenie nie jest aż tak zacietrzewione względem Koreańczyków, co ludzie starsi
To bardzo interesujące, biorąc pod uwagę, że zgodnie z obiegową opinią Japonia to kraj w gruncie rzeczy pacyfistyczny i tolerancyjny, ale jak widać żaden naród nie może uniknąć rasizmu i ksenofobii. Ostatnio czytałam artykuł o tym, jak koreańscy i chińscy robotnicy przywiezieni do Japonii w czasie II Wojny Światowej byli zmuszeni zaadaptować japońskie imiona i nazwiska. Sęk w tym, że zapis kanji różnił się od tego, który znajdował się w nazwiskach rodowitych Japończyków. Różnice te pozostały do dzisiaj i (w teorii) pozwalają na rozpoznanie potomków koreańskich i chińskich robotników, wywołując dalszą dyskryminację.
OdpowiedzUsuńCzytałam bardzo poruszającą książkę fabularną "Pachinko" (Min Jin Lee). Saga rodzinna skupiająca się na losach koreańskiej rodziny osiadłej w Japonii na początku XX wieku. Polecam gorąco. Może nawet skusiłabyś się na małą recenzję? :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za polecenie książki! Nie słyszałam wcześniej o niej.
UsuńJuż znalazłam ebooka; zabieram się za czytanie :)
Ooo kurczę... tego nie wiedziałam:(
OdpowiedzUsuńKasinyswiat
Dzięki za komentarz :)
UsuńTrochę się rozejrzałam u Ciebie. Bardzo ciekawy blog, zwłaszcza, że Azja to taki fascynujący kontynent pod względem kulturowym, geograficznym, politycznym, geograficznym... Co prawda rozrywka mniej mnie interesuje, ale literatura bardzo. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńAzja to rzeczywiście fascynujący kontynent.
UsuńMam nadzieję, że zagościsz u mnie na dłużej :)
Pozdrawiam serdecznie
Dzięki, chętnie. :)
Usuń