czwartek, 18 lipca 2013

Dyskryminacja Koreańczyków w Japonii

Często widzę zdziwienia międzynarodowych fanów, którzy nie mogą zrozumieć czemu Japończycy i Koreańczycy się nie lubią. Oczywiście to nie wyczerpuje tematu, ale daje jakieś pojęcie.
Fragment artykułu Krzysztofa Karolczaka "Nierówności w demokratycznym społeczeństwie".
(w liczbach pogrubionym drukiem zawarte są przypisy. Wykrzyknik oznacza ciekawszą informację)

***
Jak aktualny jest to nadal problem świadczą wydarzenia z kwietnia 2000 roku, kiedy to wybuchł w Tokio kolejny skandal polityczny na tle jednej z oficjalnych wypowiedzi polityka. Tym razem politykiem tym okazał się być Gubernator Tokio, Shintaro Ishihara, a pretekstem do skandalu, użycie przez niego w pejoratywnym znaczeniu, słowa "sangokujin" [1]. Podczas swojego spotkania w tokijskim garnizonie Sił Samoobrony miał on bowiem stwierdzić, iż "okropne przestępstwa są bez przerwy dokonywane przez SANGOKUJIN [podkr. K. K.] i innych obcokrajowców, którzy nielegalnie przybywają do [naszego] kraju. Możemy spodziewać się z ich strony buntu [zamieszek] podczas katastrofalnego trzęsienia ziemi". Wypowiedź ta została przez wielu odebrana jako atak skierowany na Koreańczyków - sugerowało to użycie terminu sangokujin, który to zwyczajowo odnosi się do nich, oraz nawiązanie do wydarzeń z września 1923 roku i tragicznych dni bezpośrednio po ówczesnym wielkim trzęsieniu ziemi, kiedy to o pożary będące następstwem kataklizmu, oskarżono Koreańczyków (p. poniżej). Cały ten incydent należy jednak umieszczać w szeregu zdarzeń i zjawisk, które można byłoby nazwać "stosunkami japońsko-koreańskimi, czy też raczej sytuacją Koreańczyków w Japonii.


"Stosunki wzajemne" pomiędzy Japonią a Koreą nawiązane zostały niemal jednocześnie wraz z "otwarciem" Japonii na świat. Polityka cesarza Meiji zmierzająca do modernizacji kraju zakładała m.in. poszerzenie terytorium Japonii o nowe ziemie, dzięki którym "rasa Yamato" mogłaby raz, że zrealizować swoje ambicje polityczne, a dwa - po prostu wzbogacić się. Kierunek ekspansji był logicznie narzucający się: kontynent azjatycki obiecywał tak wiele, że rządzący Japonią bez wahania rozpoczęli podbój kolejnych ziem.

Półwysep Koreański stanowił "smakowity kąsek" dla wszystkich trzech mocarstw regionu Dalekiego Wschodu: Chin, Rosji i Japonii. Chiny uwikłały się jednak na przełomie XIX i XX wieku w konflikt z państwami Europy, co, przy jak się okazało niestabilnej sytuacji wewnętrznej, doprowadziło w rezultacie do rewolucji i obalenia cesarstwa. Nie były zatem, szczególnie po przegranej wojnie z Japonią w 1895 roku, najważniejszym udziałowcem w sporze o Półwysep. Na początku XX wieku w walkę o panowanie nad tym terytorium zaangażowane były przede wszystkim Rosja i Japonia. Efektem wojny 1904-1905 roku i traktatu w Portsmouth, było przejęcie przez Japonię protektoratu nad Koreą, ale taki stan rzeczy nie satysfakcjonował polityków z Tokio. Jednoznacznie parli do przejęcia pełnej kontroli nad Półwyspem i udało im się tego dokonać w przeciągu kolejnych pięciu lat i to bez konfliktu zbrojnego: 6 lipca 1910 rząd japoński podjął decyzję o aneksji Korei, a formalnie dokonała się ona 22 sierpnia tegoż roku. Nim jednak do tego doszło, Japończycy jeszcze w 1876 r. "narzucili Korei niewolniczy układ w Kanghua, po czym dla rozszerzenia go zmusili ją do zawarcia szeregu nowych układów i porozumień: układu inczońskiego (1882 r.), na mocy którego Japonia uzyskała prawo utrzymywania załóg wojskowych w Korei, porozumienia z 1883 r. w sprawie nowych przepisów dotyczących handlu japońsko-koreańskiego, układu hanseńskiego (1885 r.) itd. Również układ japońsko-chiński z 1885 r. (konwencja Li-Ito), który oznaczał likwidacje prerogatyw Chin w sprawie militarnej ingerencji w wewnętrzne sprawy Korei, miał na celu ugruntowanie pozycji Japonii w tym kraju. Wszystkie te pakty i układy były wyrazem wzmocnienia pozycji ekonomicznych i wpływów politycznych imperialistycznej Japonii w Korei". [2]. Później były już tylko rządy kolonialne.

Od 1910 roku Korea była traktowana jako integralna część Japonii. Oznaczało to uznanie języka japońskiego za język oficjalny, zastąpienie nazw koreańskich, japońskimi [3], urzędników koreańskich (nawet tych z wyborów, np. burmistrzów miast) zastąpili Japończycy. W wymiarze sprawiedliwości i organach bezpieczeństwa zmiany szły jeszcze dalej: WSZYSCY sędziowie byli Japończykami, a policja japońska miała prawo aresztować bez nakazu i przetrzymywać bezterminowo, a nawet w określonych sytuacjach stosować tortury. W szkołach zaprowadzono zasady japońskiej edukacji, podręczniki koreańskie zastąpiono japońskimi, a uczniowie używający swojego macierzystego języka byli relegowani.
Polityka "Japonizacji" [4] Koreańczyków była tak dalece posunięta, że wymagano od tych, którzy przypływali do portów Japonii, odśpiewania cesarskiego  hymnu "Kimigayo" - jeśli ktoś nie potrafił tego dokonać, odsyłany był z powrotem na statek "na czworaka (na rękach i kolanach)" [5].


Chyba najbardziej dramatycznym momentem dla Koreańczyków żyjących w Japonii przed II wojną światową, były wydarzenia związane z tzw. Wielkim Trzęsieniem Ziemi w Kanto 1 września 1923 roku. To właśnie oni zostali "oskarżeni" o spowodowanie tegoż trzęsienia (a właściwie pożarów, które pochłonęły kilkadziesiąt tysięcy ofiar) i zdesperowany tłum Tokijczyków dokonał samosądu na ok. 6 tys. Koreańczykach [6!].
Kolejne represje dotknęły naród koreański w latach II wojny światowej, zaś najbardziej ich ekstremalnym wyrazem stało się wykorzystywanie koreańskich kobiet jako tzw. lanfu - "pocieszycielek", pod którym to eufemistycznym pojęciem ukryto zorganizowaną prostytucję. Szacunkowe dane podają, iż ok. 80-200 tys. Koreanek zmuszono do świadczenia usług seksualnych dla żołnierzy armii japońskiej. I choć od zakończenia wojny upłynęło już ponad pół wieku, to rząd japoński nie chce wypłacić należnej rekompensaty ofiarom tych praktyk [7!]. To, że w 1995 r. powołano do życia Fundusz Kobiet Azjatyckich, który czerpiąc ze źródeł prywatnych, ma wypłacać odszkodowania kobietom - ofiarom gwałtów ze strony żołnierzy japońskich - było częściowym przyznaniem się do haniebnej praktyki lat wojny. Jednak w pierwszych latach istnienia Funduszu tylko około 300 kobiet wyraziło zgodę na przyjęcie odszkodowania (w wysokości 13 tysięcy dolarów) [8].

Kwestia uregulowania stosunków wzajemnych pomiędzy Japonią a Koreą (tak Południową, jak i Północną), była jedną z determinant położenia Koreańczyków w Japonii po 1945 roku. W zasadzie to dopiero ogłoszenie oficjalnego stanowiska rządu japońskiego przez premiera Obuchi Keizo w dniu 7 października 1998 roku, w którym znalazły się słowa ubolewania nad trwającą 35 lat okupację kolonialną [9!], otworzyło nowe możliwości rozwiązania kwestii koreańskiej również w samej Japonii. Podczas wizyty w Tokio prezydenta Korei Południowej, Kim Dze Dzunga, on i premier Obuchi, ogłosili wspólną deklarację, w której Obuchi wyraził "głęboką skruchę i z głębi serca płynące przeprosiny narodu Południowej Korei, mające stanowić przeprosiny za historyczny fakt, iż Japonia zadawała ciężkie szkody i ból ludowi Korei Południowej podczas rządów kolonialnych". [10!]
Podobne w wyrazie oceny znalazły się w toaście wzniesionym przez cesarza Akihito podczas kolacji wydanej na cześć Kim Dze Dzunga, w którym to cesarz miał przyznać, że w dziejach dwustronnych stosunków japońsko-koreańskich był czas, kiedy to Japonia zadała ogromne cierpienia narodowi koreańskiemu  i on sam odczuwa z tego powodu "głęboki ból". [11]
Jak jednak praktyka miała niebawem udowodnić, za tymi oficjalnymi gestami, nie miały pójść żadne konkrety. Sądy japońskie nie wydają obecnie wyroków na korzyść powodów - nic zresztą dziwnego, bo wówczas musiałyby uznać zbrodniczość systemu rządów japońskich na podbitych terenach w latach wojny. [12!]

O ile dla wielu Koreańczyków z tzw. "pierwszego pokolenia", Japonia stanowiła prawie zawsze tylko "tymczasowe miejsce zamieszkania", o tyle dla drugiego, nie mówiąc już o trzecim i następnych pokoleniach, Japonia jest może nie "ojczyzną", ale miejscem "stałego zamieszkania i pracy". Dla Koreańczyków urodzonych i wychowanych w Japonii, język japoński jest bardzo często jedynym znanym językiem, a kraj w jakim przyszło im żyć, za jednak swój ojczysty tym bardziej, im bardziej była (jest) eksponowana kwestia podziału Korei na dwa wrogie sobie państwa.
Jeszcze w latach 90. XX wieku liczba Koreańczyków w Japonii szacowana była na ok. 700 tysięcy [13!]. Według spisu z 1992 roku było ich 688 144, przy czym największymi skupiskami były prefektury: Osaka - 183 332, Tokio - 95 955, Hyogo - 71 108, Aichi - 54 581 i Kioto - 46 171 osób [14]. Najnowsze dane mówią, że liczba ta zmalała o prawie 100 tysięcy: opublikowany w czerwcu 2008 roku raport Biura Imigracyjnego podaje, iź na koniec 2007 roku zarejestrowanych było 593 489 Koreańczyków, z czego statut stałych rezydentów posiadało 426 227 [15].
Środowisko to pomimo jednolitości narodowej, a jednocześnie widocznej dyskryminacji (o czym dalej), pozbawione wspólnej reprezentacji dla obrony swoich interesów. Istnieje kilka organizacji skupiających (czy raczej: reprezentujących), Koreańczyków żyjących w Japonii, które ze względu na swoje polityczne afiliacje nie są w stanie podjąć wspólnej walki o równouprawnienie Koreańczyków. I tak istnieje założony jeszcze w 1948 r. proseulowski Mindan (Daikan Minkoku Kyotyumin Dan -Stowarzyszenie Koreańczyków w Japonii) oraz (od 1955 r.) silnie związana z KRL-D (nazywana wręcz nieformalną ambasadą Korei Północnej) Chongryun/Chosen Soren (Zai-Nihon Chosenjin Sorengokai - Ogólna Federacja Koreańczyków w Japonii) [16!]. Obok nich działa Mintohren (Minzoku Sabetsu to Tatakan Rensaku Kyogikai - Naradowa rada ds. Walki z Dyskryminacją Etniczną Ludzi w Japonii).
Efekty działalności tych organizacji nie są jednak imponujące, a ponadto są często uwikłane nie tylko w spory polityczne, ale również w zwykłe afery kryminalne (np. Chongryun kontroluje 1/3 "przemysłu" hazardowego pachinko, a nawet jedna z grup przestępczości zorganizowanej boryokudan, Gakushu-gumi, jest nazwana "podziemną" organizacją Chosen).

Dopóki Korea była kolonią Japonii, Koreańczycy traktowani byli jak poddani Cesarza (czyli obywatele Japonii), chociaż i w tej polityce (przymusowej asymilacji?), można byłoby doszukiwać się elementów dyskryminacji [17!].  (jak przeczytałam przypisy, to przypomniała mi się historia Son Gijeonga). Zmian w tym statusie przyniósł rok klęski Japonii - od 1945 roku władze w Tokio zaczęły traktować Koreańczyków jak "nie-Japończyków" (m.in. nie przyznano im praw wyborczych w grudniu 1945 r.). W 1947 roku formalnie poddani zostali oni przepisom Rozporządzenia o Rejestracji Obcokrajowców (Gaikokujin Toroku Rei), a status "obcych" przypieczętowały Traktat Pokojowy z San Francisco z 28 kwietnia 1952 roku oraz Ustawa o Rejestrze Obcokrajowców (Gaikokujin Toroku Ho, z tego samego roku). Podpisany w 1965 roku Traktat o Normalizacji Stosunków pomiędzy Japonią a Koreą Południową, gwarantował otrzymanie statusu "stałego mieszkańca" [ale nie "obywatela"! - K.K.] dla wszystkich tych, którzy mieszkali na Wyspach pod koniec wojny (postanowienie to w praktyce rozciągnięto również na ich dzieci - stąd też pojęcie "pierwszego pokolenia Koreańczyków w Japonii").
Do rangi symbolu urosło jednak zobowiązanie do odciskania przez Koreańczyków [18] odcisku swojego palca na dokumentach rejestracyjnych - czyli stosowanie procedury, która w innych krajach przewidziana jest wyłącznie wobec aresztowanych czy podejrzanych o dokonanie przestępstwa [19].

Nierównoprawny status Koreańczyków w Japonii można zaobserwować w kilku obszarach:
1) oświatowej - "narodowa" (czytaj: koreańska) oświata w zasadzie nie istnieje; jeśli nawet istnieją prywatne szkoły koreańskie, to przez Mambusho (Ministerstwo Oświaty) nie są uznawane za ogólnokształcące, ale "zawodowe" (takushu gakko). Powoduje to sytuację, że młody Koreańczyk kończący szkołę średnią u siebie w kraju, ma prawo studiowania na uczelniach japońskich, a ten, który uczęszczał do szkoły "narodowej" ale w Japonii, jest takiej możliwości pozbawiony! Specyficzną formą dyskryminacji jest to, że studenci koreańskich szkół wyższych, nie mogą uczestniczyć ani w ogólnokrajowych, ani w prefekturalnych rozgrywkach sportowych;

2) zawodowej - wiele prywatnych przedsiębiorstw i firm nie chce zatrudniać Koreańczyków - jeśli już to czyni, oddaje im najniższe (najgorzej płatne) stanowiska. Koreańczycy próbują się bronić przed taką dyskryminacją posługując się nazwiskami japońskimi, ale z powodu nadal zwyczajowo nawet obowiązującego "rejestru rodzinnego", jest to sposób zawodny: za klasyczny już przykład kontrowersji wokół właśnie tego typu dyskryminacji uchodzi sprawa z pierwszej połowy lat siedemdziesiątych, znana jako "sprawa Pak Chong-Sok przeciwko Hitashi Ltd.". Otóż w 1970 roku Pak Chong-Sok ukończył szkołę i Hitashi Ltd. zaproponowała mu pracę. Po pierwszych testach został zakwalifikowany do pracy, ale gdy po odpowiedzi na pytanie o "rejestr rodzinny" okazało się, że jest Koreańczykiem, Hitashi odmówiło zatrudnienia (w związku z tą historią powstał Mintohren);

3) politycznej - ustawa "Ordynacja wyborcza do urzędów publicznych" mówi o tym, że prawa wyborcze przysługują w Japonii tym wszystkim, którzy ukończyli 20 rok życia, mieszkają na danym terytorium co najmniej 3 miesiące i SĄ JAPOŃCZYKAMI (Nihon kokumin-taru mono). A przecież Koreańczycy - to nie Japończycy! Powoduje to sytuację, że nawet ci, co mają prawo stałego pobytu i regularnie płacą podatki, nie otrzymują praw politycznej partycypacji [20]. Kariery podobne do tej, jaka stała się udziałem Arai Shokei (abstrahując rzecz jasna od jego samobójczej śmierci w 1998 roku) - a więc aktywny udział w polityce, bycie członkiem parlamentu, są wyjątkiem. Za dyskryminację polityczną można również uznać brak dostępu do urzędów państwowych ( i zajmowania w nich kierowniczych stanowisk) i to zarówno na szczeblu centralnym, jak i lokalnym;

4) przy wynajmowaniu (kupnie) mieszkań, wielu właścicieli (zarządców) domów, żąda od swoich klientów wylegitymowaniem się dokumentem potwierdzającym status stałego mieszkańca, a taki, w świetle przepisów prawa przysługuje wyłącznie Japończykom;

5) obyczajowej - podobnie jak w przypadku burakumin, małżeństwa japońsko-koreańskie, są tematem tabu. Często też negatywna opinia o Koreańczykach wiąże się z faktem, iż przynajmniej częściowo, to oni opanowali rynek "rozrywki" - hale pachinko, kluby "dla mężczyzn" i restauracje.

Wszystkie te spostrzeżenia zdają się potwierdzać opinię Guy Sormana: "żółte niebezpieczeństwo, które przez długi czas niepokoiło Europejczyków, teraz stało się obsesją Japończyków: jest się zawsze jakimś Murzynem lub Żółtkiem dla kogoś innego... Żółci, postrzegani z Japonii, to Chińczycy, Wietnamczycy, Filipińczycy, KOREAŃCZYCY [podkr. K.K.]". [21] Praktycznym zaś dowodem na właśnie taki sposób rozumowania są akty agresji fizycznej lub słownej na Koreańczyków, które miały miejsce np. podczas wojny koreańskiej 1950-1953, a w 1994 roku, kiedy to rozpowszechniona została informacja o przyspieszeniu prac nad bronią nuklearną przez KRL-D, czy też w 1998 roku, gdy nad terytorium japońskim niespodziewanie przeleciał fragment północnokoreańskiej rakiety dalekiego zasięgu. Ataki te przybierały różny charakter: od wysyłania listów z pogróżkami do organizacji typu Chongryon, aż po napaści na koreańskie uczennice chodzące w swych narodowych strojach (chima chogori). I choć przede wszystkim te agresywne postawy wobec mniejszości koreańskiej demonstrowane są przez ugrupowania skrajnej prawicy (nacjonalistyczne), to fakt, iż coraz więcej w świecie przestępczym Japonii ma do powiedzenia zorganizowana przestępczość rodem z Korei (aczkolwiek nie tylko), może powodować u Japończyków psychologicznie zrozumiałą nieufność czy wręcz obawę przed nią.

10 komentarzy:

  1. Teraz właśnie mi się przypomniało, jak kiedyś czytałam, że Koreańczyk potrafi się obrazić, jeśli się mu powie, że coś w jego kraju jest japońskie - to zapewne przez tą sytuację.
    Dziękuję, że zaglądasz na mojego bloga. Byłoby miło, gdybyś od czasu do czasu rzuciła jakiś komentarz do posta. Pozdro ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kkk, czytam, ale wiesz czemu nie komentuję?
      Zwykle tego nie robię (nawet tutaj nie daję swojej własnej opinii), bo gdy już zaczynam, to nie mogę skończyć. Piszę i piszę, a czas ucieka xD
      Więc żeby go nie marnotrawić, mimo że chciałabym tak dużo napisać, nie piszę nic xD
      Ale w porządku, dla ciebie się poprawię i zacznę się streszczać <3

      Usuń
    2. Dziękuję ;) Będzie mi cholernie miło.
      A skoro czas ucieka, komentuj tylko wtedy kiedy się nudzisz :D

      Usuń
  2. smutne
    czasem czytając coś o kpopie pisze się o tm ze koreańczycy nie lubią japończyków i żaden idol z Japonii nie promuje się "bardzo" w Korei
    ale za to w Japonii stara się promować każdy koreański zespół któremu uda się przebić u siebie w kraju i jakoś japończycy ich nie gonią za bycie koreańczykiem
    co o tym myślisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. odpisuję po sześciu latach xd
      Koreańskie grupy promują się w Japonii bo to drugi (po amerykańskim) rynek muzyczny na świecie. Zwyczajnie im się to opłaca.
      Czytałam kiedyś komentarze Japończyków na temat kpopu. Dużo z nich było niezadowolonych, że grupy koreańskie nie poprawnie wymawiają japońskie słowa i promują się bez znajomości języka. To się trochę zmienia, bo młodsze pokolenie nie jest aż tak zacietrzewione względem Koreańczyków, co ludzie starsi

      Usuń
  3. To bardzo interesujące, biorąc pod uwagę, że zgodnie z obiegową opinią Japonia to kraj w gruncie rzeczy pacyfistyczny i tolerancyjny, ale jak widać żaden naród nie może uniknąć rasizmu i ksenofobii. Ostatnio czytałam artykuł o tym, jak koreańscy i chińscy robotnicy przywiezieni do Japonii w czasie II Wojny Światowej byli zmuszeni zaadaptować japońskie imiona i nazwiska. Sęk w tym, że zapis kanji różnił się od tego, który znajdował się w nazwiskach rodowitych Japończyków. Różnice te pozostały do dzisiaj i (w teorii) pozwalają na rozpoznanie potomków koreańskich i chińskich robotników, wywołując dalszą dyskryminację.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam bardzo poruszającą książkę fabularną "Pachinko" (Min Jin Lee). Saga rodzinna skupiająca się na losach koreańskiej rodziny osiadłej w Japonii na początku XX wieku. Polecam gorąco. Może nawet skusiłabyś się na małą recenzję? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za polecenie książki! Nie słyszałam wcześniej o niej.
      Już znalazłam ebooka; zabieram się za czytanie :)

      Usuń
  5. Ooo kurczę... tego nie wiedziałam:(

    Kasinyswiat

    OdpowiedzUsuń